Dzień dobry:)
Zaczyna już robić się szaro- w takich chwilach najbardziej brakuje mi puchatej śnieżnej pierzynki za oknami:) Prognozy są jednak jednoznaczne- śniegu jak nie było, tak i zapewne nie będzie. Może to i lepiej, bo nadmiar śniegu potrafi nieźle utrudnić życie, niemniej jednak chciałabym, żeby nasze dziecko przejechało się tej zimy na sankach- choć raz...
Ponieważ najnowszy szydełkowy projekt dopiero rozpoczęty, dziś pokażę Wam, jakie cuda przynieśli pocztowi kurierzy na dzień przed Świętami:) Pierwszą wręczyli mi paczuszkę od
Malanki . Przesyłka zawierała prezent zarówno dla mnie, jak i dla Kornelki:)
Dostałyśmy cudowne szydełkowe kołnierzyki- idealne dopełnienie świątecznego stroju:)
A mojej Lady trafiły się również baletki godne księżniczki...
...i szydełkowy kocyk...
...z którym moje dziecko praktycznie się nie rozstaje już piąty dzień, więc musicie wybaczyć, że przedstawiam go w stanie wysoce wymiętym- ciężko go jej odebrać;)
Ale nie był to koniec niespodzianek, bo dostałam również paczkę od
Polinki, a w niej prawdziwy mini-zielnik w postaci kompletu uroczych podkładek- rzecz jasna zgrozą napawa mnie używanie tak pięknych rzeczy zgodnie z ich przeznaczeniem, więc tylko podziwiam:)
Znacie moje szczęście, więc jak nietrudno się domyślić, to nie wszystko, co było w paczce:) Dostałam też komplet lampioników- a tego jak wiadomo nigdy za wiele, zwłaszcza u mnie:)
Dziewczyny moje kochane, jeszcze raz Wam dziękuję:*
Niestety na prezentach przed i świątecznych chyba tegoroczny zasób szczęścia się wyczerpał, bo samochód nasz kapryśny po raz już chyba piąty w ciągu ostatnich trzech miesięcy odmówił posłuszeństwa, ba, zwyczajnie się na nas wypiął i co gorsza- tym razem nawet nie wiadomo, gdzie tkwi przyczyna. Nie jedzie, nawet ruszyć nie chce, wyje niemiłosiernie na pół osiedla i przez te dźwięki z niego się dobywające aż wstyd się przyznawać, że to nasz. A wolny termin u mechanika dopiero w nowym roku, więc zachwycona nie jestem. Podczas ostatniego znoszenia wózka coś mi chrupnęło w kolanie i biodrze i jeśli cudzik się jakiś mały nie zdarzy w Nowy Rok wejdę kuśtykając- a wszystko to przez sąsiadów i ich kocisko. Tak, właśnie tak. Nic przeciwko kotom nie mam, naprawdę, pod warunkiem, że nie włażą do wózka dziecka mego własnego, nie ostrzą sobie o niego pazurów i nie drą znajdujących się tam kocyków. O pozostawionych śladach z błota już wspominać nie będę. Otóż sąsiedzi moi mają kota, choć gdyby traktować ich jako właścicieli to nienajlepsza ocena im się należy. Przygarnęli to stworzenie, owszem, szczepią i karmią, ale w domu przebywa tylko wtedy, kiedy i oni. A przebywają czasami dość rzadko, więc kiedy ich nie ma- kot ląduje za drzwiami. Kiedy może pcha się więc do klatki, próbuje wchodzić do mieszkań, a kiedy mu się to nie udaje- mości się w naszym wózku- czyli za każdym razem praktycznie, jeśli tylko nie dam rady wtachać go po spacerze z powrotem na trzecie piętro (bo M. w domu jest gościem, a ja nie zamierzam przez wredne kocisko dziecka spaceru pozbawiać, a bez wózka Lady daleko nie zatupta) i wstawić do mieszkania. Sąsiedzi problemu nie widzą (choć już trzy razy ich przyłapałam zaglądających do owego wózka, ba, nawet pod kocyk, kiedy myśleli, że są w klatce sami, a ja wracałam ze spaceru z Balzakiem), raz nawet sąsiadka zrobiła mojemu Tacie awanturę, że kota jej straszy, kiedy wychodząc ode mnie próbował go z wózka i klatki schodowej przegonić. Argumenty, że kot wchodzi do wózka, czego sobie nie życzymy, zupełnie do niej nie przemawiają- twierdzi, że zwierzę tego nie robi. Kilka dni temu znalazłam kocyk cały ubłocony śladami małych łapek- następnego dnia błoto było również, ale kolejnego kocyka już nie znalazłam- zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Kłócić się nie lubię, ale cała ta sytuacja drażni mnie coraz bardziej. Owszem, są różne chemiczne środki odstraszające koty, ale przecież nie spryskam nimi wózka, który czasem moje dziecko potrafi chociażby polizać. Koleżanka radziła mi spryskać wózek olejkiem cytrynowym- dziś kupiłam, mam nadzieję, że pomoże. Ponoć odstraszająco działa tez kamforowy, ale za tym to sama nie przepadam. Przychodzi mi momentami do głowy zadzwonienie do schroniska, bo kot praktycznie przez większą część czasu jest bezdomny, ale jednak mi go żal. Więc już nie wiem, jak to rozwiązać:(
Uff, wyżaliłam się trochę i mi lepiej;) Jak to dobrze mieć bloga:)
Kornelka się obudziła, więc pora na podwieczorek:)
Pozdrawiam serdecznie:)